Pięknie było: odwiedziła mnie córka z zięciem i wnusiem, było wesoło,
grillowo, ale też pracowicie i bardzo ekspresowo. WYJECHALI :( Ogarnął
mnie syndrom "pustego gniazda" /znowu/. Taka beznadzieja i samotność
/albo odwrotnie/. Dobijała mnie też pogoda przedpotopowa i strach, że
będę mieszkała w domku na wodzie. Ale: urodziły się małe króliczki,
przestało padać /w ostatnim momencie/, a czarną rozpacz zadziergałam
dywanikiem pod łóżko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz