Hodowla królików, to nie sama radość...
Straty, choć wliczone, zawsze przeżywam emocjonalnie - cały jeden miot /ok 7 szt/ został porwany przez ufo.
Sąsiedzi bezskutecznie borykali się z przeganianiem łaski, no to ją za to obwiniam.
Serce mi pękało na widok zrozpaczonej matki...
Drugi miot chowa się natomiast wspaniale. Syn zauroczony maluchami próbował je fotografować, ale małe dzikuski zbiły się w jedną kulkę - nie są przyzwyczajone do odwiedzin obcych. Mnie tolerują i nawet chcą się pieszczochać.
Dla wnuków, które zawsze bardzo pragną czochrać maluchy, wydziergałam króliczki zastępcze :)