No tak, "słoneczniki, albo zdechły fikus" - tak powinien brzmieć tytuł tego posta.
Historia wielkiej donicy, która wypełniona jest ziemią i wystaje z niej suchy kikut jest taka :
wyjechałam do Irlandii na prawie 2 miesiące zeszłego roku.
Na gospodarstwie zostawiłam moją osiemdziesięciodwuletnią mamę - dała radę, wszystko super ogarniała / JESTEM Z NIEJ DUMNA !!!
Ponieważ były straszne upały, dla jej bezpieczeństwa zaproponowałam, żeby w dzień były okna zasłonięte, wtedy mieszkanie nie nagrzewa tak bardzo. No i fajnie !!! Tylko kwiatki zdechły papirus i wielki fikus po przejściach /dostałam go od sąsiadki, po wielokrotnym przemrożeniu, udanej reanimacji przeze mnie :(
Papirusy jeszcze zdołałam rozmnożyć z obciętych, usychających pędów, ale fikus zdechł !
A donica ze słonecznikami będzie stała przed domem koło ławeczki:
Mam nadzieję, że miło będzie pić poranną kawkę w promieniach wschodzącego słońca...
:)
Też lubię słoneczniki, są takie miłe do obserwowania.
OdpowiedzUsuńCzekam na iście wiosenną pogodę, jeszcze ich nie zasiałam, ale sądzę, że będzie super. Słoneczniki nie są wymagające, może się udać :)
UsuńDonica ogromna! Szkoda tego fukusa, ale nowi lokatorzy będą się cieszyć z pięknego lokum. Mnie ostatnio kaktus zachorował i padł:/
OdpowiedzUsuńZawsze przeżywam utratę kwiatka tak, że współczuję :(
Usuń