W jednym z pierwszych postów pisałam, o klimakterium, że wiąże się z przykrymi, uciążliwymi dla siebie i otoczenia zmianami nastroju i nieprzewidywalnymi wybuchami rozdrażnienia.
To nie są jedyne dolegliwości, chociaż nie jest to reguła, mianowicie potężnie przybrałam na wadze i w ogóle nie jestem do siebie podobna.
Myślę, że większość moich znajomych nie poznaje mnie na ulicy.
Chyba,że patrzy mi w oczy /one się podobno nigdy nie zmieniają/.
I na prawdę, wszystko co założę na siebie wygląda żałośnie.
To sprawia, że "zasiedziałam się w domu".
Lubię tak nazywać swój stan psychiczny i fizyczny, brzmi zdecydowanie cieplej od tego co czuję. Sama muszę zadbać o "wymianę szafy". Oto pierwszy wykon, w tym czuję się dobrze:
Piekny ten Twój wykon i taki w ,,moim stylu". Pozdrawiam serdecznie. Ela
OdpowiedzUsuńDzięki, zaraz idę do Ciebie zobaczyć co tam masz :)
OdpowiedzUsuń